Jeśli ktoś ich nie ma, będzie trudniej ale głęboko wierzę, że nadal jest to możliwe 🙂
Do rzeczy.
Obowiązek obowiązkiem ale jak łatwo jest się z niego zwolnić gdy wymówką jest na przykład nasza nieobecność w miejscu zamieszkania. Chodzi mi o wybory oczywiście, bo dziś jest ten dzień, dziś ważna jest POLSKA.
Za granicą też można głosować. Oczywiście nie wszyscy mają to szczęście, że Komisja Wyborcza usytuowała się akurat w pobliżu, większość musi pokonać sporo kilometrów aby tam dotrzeć, a to już nie lada wyzwanie.
My mamy to szczęście, 20 km to mała wycieczka, przy okazji zbieranie liści, kasztanów a że w jury zasiadają znajome znakomitości, tym bardziej chce nam się ruszyć.
Zapakowaliśmy więc samochód wszystkimi dziećmi jakie posiadamy i ruszyliśmy spełnić obowiązek. ZAGŁOSOWALIŚMY.
Nie wierzę, że mój głos akurat czegoś dokona, że będzie to wielka i doniosła rzecz. Nie jestem mieszkanką Warszawy a tylko na tej liście możemy zaznaczyć krzyżyk.
Dlaczego zatem tracimy czas na podróż do urny (a raczej “wyprawę” z dwójką aktywnych chłopców, paluszkami, napojami, smokami przytulankami – o wielu rzeczach trzeba pamiętać)?
Bo przykład płynie z góry.
Mieszkamy tu gdzie mieszkamy, w Norwegii i nikt inny niż my nie przekaże dzieciom – następnemu pokoleniu – miłości do kraju, z którego pochodzą ich rodzice i dziadkowie. Jakkolwiek górnolotnie to brzmi ale kochamy i szanujemy nasz kraj i chcemy, żeby ci których osobowości kształtujemy, na których mamy jakikolwiek wpływ poznali to uczucie.
Jesteśmy dumni, bo jesteśmy z Polski, mimo wszystko.
Mieszkając tak długo w innym, obcym środowisku nabiera się sporego dystansu do cech, zachowań czy rożnych czasem bardzo niezrozumiałych decyzji rządzących, naszych reprezentantów. Kiedy się trochę pomyśli i to zrozumie wypada podjąć decyzję czy idziemy pod górę (bo uważam, że ta droga jest bardziej wymagająca), w stronę “Polska to piękny i wyjątkowy kraj”, czy odwracamy się od naszej tożsamości i propagujemy niepochlebne opinie.
Dużo łatwiej jest krzyczeć jaki to głupi kraj, wszyscy tam tylko narzekają, marudzą, kłócą się, zazdroszczą, obgadują… Oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania… Jest tylko jeden mały szkopuł…
Ci, którzy są w okół nas TO SŁYSZĄ!!! Nie tylko dzieci ale także obcokrajowcy. Słyszą i się dziwią, a my świadczymy o sobie.
Byliśmy zatem na wyborach. Z dziećmi. To one wrzucały karty do urny.
A teraz zadzwonimy do rodziny (skype my love) i porozmawiamy o tym, co jest ważne, choć to może drobnostka, że głosowaliśmy i była polska flaga i wszyscy mówili w tym samym – naszym języku.
Jak dobrze, że mamy rodzinę taką jaką mamy, myślącą i nie musimy nikomu chować dowodu (nie ze względu na poglądy ale zaciekłość)!
Małe kroki, zwykła/niezwykła codzienność, a dzieci mam nadzieję kiedyś będą nas naśladować i zrobią to samo i nie będą OBOJĘTNE.
My mielismy za daleko, prawie 200 km, wiec sie poddalismy… Zbyt rozlegla ta Nadrenia 🙂 Ale jak tylko Mloda zacznie chodzic, to sama bedzie wrzucala karty do urny. Trzeba uczyc od malego, jak i nas uczono. Tylko my mozemy zmieniac, a w przyszlosci nasze dzieci, choc urodzone za granica, maja obywatelstwo polskie i chyba tylko na wlasne zyczenie sie jego zrzekna. W tym tez nasza rola, by do tego nie dopuscic. Sciskam cieplo Kochana :* Emilka
Wasze głosowanie to także przejaw troski o nas – tych w kraju. Więc dziękujemy za waszą 20 kilometrową wycieczkę do urn :). Strasznie się cieszę, Basiu, że masz bloga i przynajmniej czasem (oby częściej) uchylasz rąbka tajemnicy, jak się żyje pod norweskim niebem. Jako rekordowy zmarzluch ciepło i światłolubny podziwiam Wasz hart ducha na znoszenie niskich temperatur. I wcale nie tak rzadko o Was myślę 😉
Pozdrawiam Agnieszka
Kto by pomyślał że tekst o wyborach mnie wzruszy… Czekam na więcej takich.
Zgadzam się z tobą w 100%, trzeba uczyć od małego i dopóki mamy na to jakikolwiek wpływ 🙂 Pewnie gdybyśmy mieli 200 kilometrów nie wybralibyśmy się, a może jednak, kto wie 🙂 Na szczęście mamy blisko i jak miło jest kiedy nie musisz się przedstawiać bo komisja wie jak masz na nazwisko hihi 😀
Buziaki gorące z Norwegii :-*
Mira wzruszyłaś się? Jak mi miło :)))))) niespodziewane teksty są najczęstszym powodem do rychłych wzruszeń!
Agnieszko, zauważyłaś, że Twój blog jest w moich ulubionych? Bardzo się cieszę, że zajrzałaś i skomentowałaś i ciekawi Cię życie w Norwegii. Właściwie to nie jest tu aż tak zimno, ale hart ducha mamy owszem – nabyty w domu. Jedynym pozytywem tego, że klimat mamy jaki mamy jest to, że konserwujemy się jak konserwy. 🙂
My też o Was myślimy!
Pozdrawiam gorąco Basia