Norweżka w polskim domu
Mamy koteła!
Przyjechała do nas z dalekiej północnej Norwegii więc jej status można określić jako przesiedleniec. Śliczna, śmieszna mrrr cudowna 🙂
Ciekawe czy dwunastotygodniowy kotek łapie języki równie szybko jak się rozwija. Problem widzenia kolorów, wiadomo nieroztrzygalny, ale czy rozróżnia języki? Ktoś się w ogóle nad tym kiedyś zastanawiał? W jej domu królował norweski, a teraz w ekspresowym tempie musi nauczyć się podstaw polskiego.
Boi się nas trochę, obcych dźwięków pełno wokół, chłopaki nie dają za wygraną szaleją ze szczęścia, biegają z zabawkami a ona nawet jak śpi to musi się bawić, bo nie wytrzymuje. Cudeńko.
A ja się martwię, że odseparowana od mamy, w nowym domu, z nowymi opiekunami i jeszcze dziwnie mówią (o ile zauważyła zmianę). Powtarzam sobie: to tylko kot, to tylko kot, ale za to jaki fajny 🙂
Chyba narodowość nie ma znaczenia 🙂 Wszystkie kocóry, jakie miałam w dzieciństwie robiły te same dziwne rzeczy. Podskoki z obrotem, skakanie bokiem, trzymanie kulki i odpychanie tylnymi łapami – gimnastyka nie dla amatorów. Z tego wszystkiego i tak najlepsze są Robsonowe buty hahaha.
Bunia, Dżina, Max i Dżony, to koty moich lat młodości, były nasze wspólne, ale to Mama ogarniała ich potrzeby fizjologiczne. Teraz muszę tylko przypomnieć sobie co robiła i zacząć od robienia tego samego, a dzieciom pozostawię zabawę.
Yoko dobrze się nam chowaj 🙂
PS: Pozdrawiam wszystkie kocie mamy! 🙂