Nasze lubienia
Skąd wiemy że coś lubimy?
Męczy mnie to pytanie odkąd marzenia moje precyzują się coraz bardziej. Skąd znalazły się we mnie moje lubienia?
Jedni lubią konie, inni lubią pływać, niektórzy robią na drutach albo malują. Pomijam fakt, że lubię trzy z czterech wymienionych wcześniej hobby… Ciekawi mnie skąd bierze się w nas pragnienie robienia akurat tego co chcemy, bądź marzymy aby to robić? Skąd wiemy że to właśnie TO jest naszym celem?
Oj nie zaskoczę naukowym dyskursem. Nie znam odpowiedzi. Ale jeśli Freud miał rację, to wszystkie nasze pragnienia, marzenia, lubienia biorą swój początek z dzieciństwa. Trochę się z tym zgadzam.
Każdy ma jakieś predyspozycje.
Okolice lotniska w Oslo Gardermoen, 9.02.2015 |
Ja stronię od matematyki, chociaż sobie z nią radzę (jeśli muszę i nie ma nikogo kto mógłby mnie wyręczyć). Za to uwielbiam języki. I wodę, zawsze ją uwielbiałam. Nigdy nie miało dla mnie znaczenia czy kąpię się w sadzawce na ranczu moich rodziców, w basenie, mazurskim jeziorze, fiordzie czy morzu. W zimnej czy ciepłej. Po prostu kocham moczyć dupsko w większym od wanny zbiorniku wodnym. To pewnie mam po mamie – ona też nie stroni od akwenów 🙂 i nie nauczyła mnie strachu, ale respektu i ostrożności owszem.
Od jakiegoś czasu odkrywam, że piesze wycieczki, wyprawy w góry, w teren, są tym co kocham równie mocno jak wodę. Pięć tygodni po porodzie wyciągnęłam swoją rodzinę na dobrą 13-sto kilometrową wyprawę na okoliczny szczyt. Od tamtej pory energia (chociaż mam też słabsze dni) nie opuszcza mnie, nachodzą mnie coraz to odważniejsze pomysły.
Kiedy myślałam intensywniej o tym skąd we mnie takie treckingowe zainteresowania, zaczęłam sobie przypominać jak dawno temu pakowałam z siostrą swieżo-upieczone, pachnące i jeszcze gorące bułeczki babci w serwetkę w kratkę. Wybierałyśmy się wtedy na piknik do Dworskiego Lasu, jakieś 500! metrów od domku naszej babci ale… Ów las był owiany aurą tajemniczości, wielki, czarny las, który płonął kilkadziesiąt lat temu i jest przez to jeszcze bardziej magiczny i groźny… Na skraju tego lasu leżały ogromne kamienie, tam właśnie siadałyśmy, jadłyśmy bułki i wracałyśmy czym prędzej do domu, bo Strach z lasu wyglądał. Już się go nie boję. Lasu oczywiście.
Camping w Mo i Rana, 7.06.2014 |
Teraz, razem z mężem dostosowujemy się do potrzeb i możliwości całej naszej czwórki. Jesteśmy za granicą więc i możliwości mamy inne. Uwielbiamy campingi, biwaki, ogniska, wycieczki z plecakami… Pogoda nie jest nam straszna, podobno tak mówiła moja matka chrzestna, gdy wyciągała moją rodzinę na wycieczkę na południe Polski daaaawno daaawno temu. Może i po niej mam taką odwagę? Kto wie?
Fakt jest taki, że podróżujemy między Norwegią a Polską już ósmy rok. Plączemy się po Norwegii i po Polsce odrobinę. Nasze dzieci “wozidupy” plątanie po świecie poznały już w wodach płodowych, nie strach im 1600 km w samochodzie czy pobudki o 2 w nocy! Moja krew!! Bo do odważnych świat należy – jak mówią.
Wszyscy jesteśmy zuchami 🙂
A tu już nowy pomysł na wakacje się szykuje.. I co teraz począć? Nie mamy nic do stracenia albo raz kozie wiadomo co 😀
#gdzietapyza #whereispyza